Instytut Pamięci Narodowej wraz ze Stowarzyszeniem Wolnego Słowa postanowiły ogłosić przyszły rok „Rokiem Kultury Niezależnej”. Rok ten ma się wpisać jako element obchodów 20-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości i trwać do kwietnia 2010 roku, czyli do 20 rocznicy zniesienia państwowej cenzury w Polsce.
Z tej okazji zorganizowano 23 czerwca w Warszawie wstępną debatę na temat tego, czym była w PRL-u ”kultura niezależna”. Niewielkie grono uczestników, wśród których nie zabrakło jednak wybitnych luminarzy polskiego teatru, muzyki, filmu, literatury i sztuk plastycznych, tworzących już w PRL-u, zastanawiało się nad tym, jak zdefiniować „kulturę niezależną” i „określić różne kierunki jej działań”.
Przysłuchując się tej dyskusji zauważyłem, że zamiennie używano na określenie fenomenu niezależnej od władzy komunistycznej twórczości artystycznej wielu tylko z pozoru tożsamych pojęć. Samo pojęcie „kultura niezależna” przysparza wielu trudności definicyjnych. Siłą rzeczy stoi ono w antagonizmie do pojęcia „kultura zależna”. Ale czym w takim razie ona była? Czy wszystkie dzieła wydawane i przedstawiane za zgodą komunistycznej cenzury były „zależne” od widzimisię władz? Czy wszystkie dzieła przedstawiane w ramach oficjalnych instytucji państwowych (wydawnictwa, teatry, galerie, zespoły filmowe, telewizja) były wprzęgnięte w rydwan komunistycznej indoktrynacji i nie poszerzały naszego poczucia wolności? Oczywiście byłoby absurdem tak twierdzić. Gdy 12 grudnia 1981 roku wieczorem (kilka godzin przed „nocą generałów”) poszedłem, jako 18-letni licealista, do jak najbardziej państwowego Teatru Wybrzeże, filia w Sopocie, na przedstawienie „Szewców” Witkacego miałem poczucie, że uczestniczę w potężnym, antykomunistycznym happeningu ze względu na interpretację tego dzieła. Gdy kilka miesięcy wcześniej w jak najbardziej państwowym Biurze Wystaw Artystycznych w tymże samym Sopocie oglądałem znakomitą, objazdową wystawę plastyczną „Polaków portret własny” miałem przekonanie, że uczestniczę w prawdziwej, a nie zafałszowanej przez ideologów komunizmu opowieści o nas samych jako narodzie. Pomysłodawcy Roku będą więc mieli problem z zawężeniem lub rozszerzeniem pojęcia „kultura niezależna” dla czasów PRL-u. Może warto się więc zastanowić nad inną nazwą?
Jedna z uczestniczek dyskusji używała zamiennie dla pojęcia „kultura niezależna” pojęcia „kultura alternatywna”. Wydaje się jednak, że pojęcie to bardziej odnosi się do poszukiwania nowych form wyrazu artystycznego, niż do opisu zjawiska, o którym organizatorzy chcieliby przypomnieć. Tym bardziej, że wiele zjawisk z dziedziny kultury tworzonej w PRL-u tworzonych było w ramach jak najbardziej tradycyjnych form, np. w literaturze czy teatrze, i trudno byłoby nazwać je dziełami „alternatywnymi”.
Może więc „kultura podziemna”? No tak, ale wówczas zawęzilibyśmy refleksję jedynie do lat 80-tych, gdyż trudno byłoby mówić o wielu ważnych dziełach polskiej kultury tworzonej w kraju np. w czasach Gierka czy Gomułki jako „podziemnych”. Więc może „kultura drugiego obiegu”? Ale to zjawisko było właściwe jedynie dla 2 poł. lat 70-tych i lat 80-tych. Więc może „kontrkultura”? Niestety kojarzy się głównie ze zjawiskami kultury tworzonej przez niepokorną młodzież, np. z muzyką rockową tych lat.
Myślę, że można by się nawet zastanawiać nad pojęciami „kultura antykomunistyczna” czy – szerzej – „kultura oporu”, ale wówczas zawęzilibyśmy refleksję jedynie do dzieł i twórców wyraźnie społecznie zaangażowanych, a wyłączylibyśmy to wszystko, co szukało w przekazie kultury bardziej uniwersalnych i ponadczasowych treści, a co również powstawało, np. w poezji Herberta czy filmach Wajdy i Kieślowskiego.
Mam inną propozycję. „Wolna kultura”! Wolna kultura tworzona w kraju w latach 1944-1989. Pod tym pojęciem zmieścimy wszystko, co było „manifestacją wolności” w kulturze (sformułowanie krakowskiego pisarza Bronisława Maja) mimo zniewolenia politycznego. Wszystko, co dawało „poczucie wolności w wymiarze ducha, zarówno u twórcy, jak i u odbiorcy jego dzieła” (sformułowanie plastyka Jerzego Brukwickiego). Kryterium zaliczenia danego zjawiska do „wolnej”, a nie „zniewolonej” kultury w czasach PRL-u (oczywiście tworzonej w kraju, gdyż kultura polska tworzona w tym czasie za granicą była w całości „wolna”) mogłoby być proste, a jednocześnie dość przewrotne. Wystarczyłoby, by historycy odpowiedzieli tylko na jedno pytanie: Czy polscy komuniści byli zadowoleni z powstania danego dzieła i twórczości danego twórcy, czy nie? Problem jest tylko jeden. Otóż autor hipotetycznej książki „Historia wolnej kultury w PRL-u” musiałby zaliczyć do niej niemal całą twórczość lat 80-tych, gdyż z wielkim trudem można odnaleźć dzieła czy twórców, które w tym czasie satysfakcjonowały autorytarny reżim generałów. Nawet dzieł i twórców tworzących w jak najbardziej państwowych instytucjach kultury. To był czas, w którym widać było wyraźnie, że „rząd dusz” nad Polakami jest już przez komunistów całkowicie przegrany.
Autor: Jarosław Sellin