Stowarzyszenie Literacko Muzyczne Ballada
Shadow

Wywiad z Iwoną Loranc

Iwona LoranzPrzed XXXVI Ogólnopolskimi Spotkaniami Zamkowymi „Śpiewajmy Poezję” w Olsztynie…

Rozmowa z Iwoną Loranc – laureatką głównych nagród wielu festiwali piosenki literackiej, aktorskiej i artystycznej, m.in. Grand Prix Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie, FAMA w Świnoujściu oraz OFPA w Rybniku.

Na początku tego roku piosenka „Szukałem Cię wśród jabłek”, którą wykonuje pani wspólnie z Grzegorzem Tomczakiem na jego drugiej autorskiej płycie zatytułowanej „Miłość to za mało” dotarła na sam szczyt „Listy Przebojów” Programu 3 Polskiego Radia. Chciałbym zapytać o kuluary tej współpracy…

W maju zeszłego roku Grzegorz kończył nagrywanie swojej kolejnej płyty. Miał pomysł, by do kilku piosenek zaprosić swoje koleżanki artystki – starsze i młodsze. Zaprosił również mnie. Zadzwonił i zapytał czy zaśpiewam z nim piosenkę. Oczywiście zgodziłam się i bardzo cenię sobie tę współpracę. Cenię jego teksty i porywające melodie. I przyznam szczerze, że zauroczyła mnie ta piosenka – głównie od strony aranżacyjnej. To taka perełka… Rzadko mam okazję śpiewać takie wspaniałe piosenki… Uradowałam się, nagrałam ją szybciutko a potem takie cuda się z nią zadziały…

Właśnie – piosenka zauroczyła nie tylko panią, ale również wielu słuchaczy radiowej „Trójki”. Jak przyjęliście ten sukces?

Nie wiem jak Grzesiu, ale ja cieszyłam się jak dziecko. Nieprawdopodobna radocha! A smutek, kiedy zaczęła spadać… Alec órka powiedziała: „Mamo, a na co liczyłaś? Z pierwszego miejsca można już tylko lecieć w dół.” To niesamowite zjawisko w moim życiu, że do czegoś takiego doszło. Ja wychowałam się na „Liście Przebojów”. Gdy prowadził ją jeszcze Marek Niedźwiecki, przez kilka lat nie było soboty, żebym nie słuchała, nie wczuwał się w „Autobiografię” Perfectu… Także to ogromna radość i miałam takie dziecięce odruchy słuchając tego właśnie tam…

Skoro ta piosenka była w stanie poruszyć serca słuchaczy i zawędrować na szczyt „Listy Przebojów”, myśli pani, że gdyby częściej podobne piosenki pojawiały się w rozgłośniach radiowych, znalazłby się na nie – mówiąc brzydko – popyt?

Myślę, że tak. Wydaje mi się, że radiowcy po prostu nie doceniają słuchaczy. Mówiąc brzydko – olewa się takiego wrażliwego słuchacza. Lekceważy się autorów, takich jak Grzesiu Tomczak, którzy mają ogromny dorobek. Naprawdę można by z kilku jego płyt zrobić taką listę przebojów… „Szukałem Cię wśród jabłek” poruszyło serca słuchaczy, co pokazali głosując na tę piosenkę. Chylę czoła!

Przeczytaj również  Zmarł Marcin Różycki

Porozmawiajmy teraz chwilkę o pani artystycznych początkach. Zanim wyszła pani na scenę i zaczęła śpiewać piosenki, robiła pani zupełnie inne rzeczy…

To były raczej takie substytuty, bo podświadomie czułam, że kiedyś będę śpiewać. Ale wcześniej nie było warunków. Okoliczności życiowe i różne perypetie przeszkodziły mi w tym. Postanowiłam opiekować się moją córką Honoratką, zająć się nią dopóki nie pójdzie do szkoły. Więc to trochę mnie absorbowało. No i zarabiałam pieniążki. A że potrafiłam rysować – zatrudniłam się w studiu filmów rysunkowych, gdzie rysowałam bajki. Byłam kelnerką w piwnicy zamkowej, gdzie od dziewiątej rano miałam próby a od szesnastej do dwudziestej czwartej pracowałam i stałam za barem… Długo by jeszcze wymieniać… W każdym razie już jako dojrzała kobieta postanowiłam, że to już ten czas i zaczęłam śpiewać – dziesięć lat temu…

A co było tym decydującym impulsem w podjęciu tej decyzji?

Niewątpliwie moi przyjaciele muzycy z grupy Tricolor: pianista, skrzypek i kompozytor Krzysiu Maciejowski oraz Janek Stachura. Oni dodali mi odwagi i byli takimi moimi opiekunami. Wierzyli we mnie. I czuliśmy, że to, co robimy muzycznie we trójkę jest nam wszystkim potrzebne do szczęścia. I tak wystartowałam z nimi. Potem zaczęliśmy się wygłupiać i jeździć na festiwale…

No i te wygłupy zaowocowały wieloma nagrodami! Zwykłem pytać swoich rozmówców, którzy są laureatami festiwalowych przedsięwzięć artystycznych nurtu piosenki literackiej, czy te sukcesy w jakiś sposób oddziałują i pomagają zaistnieć. Wiele osób twierdzi, że nie… Natomiast wiem, że pani one bardzo pomogły…

Tak. Pomogły mi uwierzyć w siebie i podjąć decyzję, że będę zajmować się tylko tym. Zeszło ze mnie to ciśnienie, że muszę zarabiać pieniądze, kombinować coś i pracować gdzieś w jakiejś firmie, martwić się o przyszłość. Nagle przestałam się martwić o to, że coś mi się nie uda, że o coś trzeba walczyć. Spełnienie tego marzenia i to, że jest akceptacja z drugiej strony, dało mi dużo siły. Pojawiła się publiczność, która nie jest może zbyt szeroka, ale kochana i chce mnie słuchać. I mam taką przestrzeń dla siebie w całej tej historii. Tak jak wspomniałam – trwa to już dziesięć lat i tak sobie płynę …

Chciałbym zastanowić się przez chwilę nad terminem „śpiewająca aktorka”. Patrząc na panią na scenie, tego aktorstwa w śpiewaniu zbyt wiele nie można zaobserwować. Piosenka aktorska utożsamiana jest często z czymś, co jest bardziej udawane niż przeżywane. Pani natomiast przeżywa piosenki i śpiewa je jak swoje, choć nie jest to autorski przekaz…

Przeczytaj również  Ostatni wywiad z Wojtkiem Belonem - Nigdy nie zdradzę Majstra Biedy

W moim przypadku z tą „śpiewającą aktorką” to jest nieporozumienie… Dzięki temu, że wygrałam medialnie najmocniejszy wówczas Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, ten termin przyległ do mnie. Nie wiem, czy dziś Przegląd ma równie mocną siłę oddziaływania. Ale wówczas ten sukces i obecność telewizji gwarantowały nowe kontakty. Na mojej drodze pojawili się ludzie, którzy pomagali mi realizować dalsze plany muzyczne. Natomiast ja zawsze broniłam się przed tym, że nazywano mnie aktorką! Tak się złożyło, że zaproszono mnie do kilku spektakli, w których przeważnie mogłam po prostu być sobą. Nikt nie starał się mi niczego narzucać. Inaczej nie uciągnęłabym tego, ponieważ nie mam warsztatu. Bo ja po prostu za bardzo wkręcam się w to, co robię. Nie miałabym dystansu do sztuki aktorskiej. Więc dałam sobie z tym spokój. A piosenki naprawdę nie miałabym serca przeaktorzyć. Chyba, że byłaby to jakaś fajna opowieść i ktoś mądry pomógłby mi stworzyć dojrzały recital, pobawić się światłem, ułożyć piosenki tak, by pasowały do tego… Ale rzadko tak się dzieje. Najczęściej Ci, którzy kończą szkoły teatralne, wymyślają coś na siłę i to już jest forma teatralna, a ja tego nie robię! Ja gram recitale, opowiadając od serca piosenkę za piosenką, bo inaczej to nie ma sensu…

Dwie z trzech pani płyt, które dotychczas się ukazały, można by nazwać wydawnictwami monograficznymi, ponieważ wykonuje pani na nich kolejno: piosenki autorstwa Tomka Wachnowskiego (płyta „Znaki na niebie”) oraz utwory z repertuaru Ludmiły Jakubczak („Loranc śpiewa Jakubczak”). Dlaczego postanowiła pani nagrać dwie takie właśnie płyty?

Powiem szczerze, że ta moja droga jest taka trochę spontaniczna i nie bardzo przemyślana. Jeśli chodzi o płytę „Znaki na niebie” to po prostu wyszła taka propozycja, żebym zaśpiewała piosenki Tomka Wachnowskiego. Wcześniej nie znałam jego twórczości, więc jakby podporządkowałam się tej sytuacji. Ale przywiązałam się do tych piosenek, od kilku lat gram je w swoich recitalach i dziś traktuję je bardzo osobiście. Podobnie było z utworami Ludmiły Jakubczak. Producent – Krzysiek Deszczyński – zapytał, czy nie wzięłabym udziału w takim projekcie traktującym lżej piosenki Ludmiły Jakubczak w rytmach samby i bossanovy. Więc nie byłam w to bardzo zaangażowana. To był dla mnie taki oddech od ciężkiej poezji, wkręcania się i przeżywania… Chciałam wpuścić w to trochę słońca, by nie było w tym projekcie za dużo filozofii. Oczywiście, gdy już podejmowałam się tej pracy, dawałam z siebie maksimum. Natomiast rzeczy bardziej przemyślane chciałabym umieścić na swojej kolejnej płycie, którą sobie dokładnie zaplanuję. Chociaż boję się tego słowa, bo wszystko w moim życiu po prostu się dzieje samo, poza mną…

Przeczytaj również  Robert Kasprzycki - Wychodzę z domu dopiero wieczorem

Czyli podejrzewam, że z trzech dotychczas wydanych płyt, najbliższa jest pani ta pierwsza, którą nagrała pani wspólnie z grupą „Tricolor”.

Tak. Wówczas wydawało mi się, że już nic innego w moim życiu się nie wydarzy – że ta płyta to jest wszystko. Traktowałam to jako taki prezent, na który nie zasługuję… Było w tym wiele emocji i taka metafizyka… A im człowiek starszy, tym bardziej musiał zmagać się z sytuacjami z zewnątrz… Trudno opisać to jednym słowem, ale rzeczywiście była to najsympatyczniejsza i najbardziej pochłaniająca serce płyta…

Sukces piosenki „Szukałem Cię wśród jabłek” zaowocował również koncertową współpracą z Grzegorzem Tomczakiem. Kilka wspólnych występów macie już za sobą, m.in. koncert w Studiu im. Agnieszki Osieckiej w Warszawie… Będą kolejne?

Zagramy jeszcze wspólnie kilka koncertów, m.in. w Olsztynie na Spotkaniach Zamkowych. Grzesiu zaangażował się bardzo w to, żeby napisać dla mnie więcej piosenek, co mnie cieszy. Bo faktycznie, to może być to!

A czy jest szansa, że powstanie z tego na przykład taka płyta: „Iwona Loranc śpiewa Grzegorza Tomczaka”?

Na pewno nie będę zabierała piosenek, które Grzesio już śpiewał. To już było… Ale zaśpiewam piosenki, które Grzesio dla mnie napisze! A z tego, co mi wiadomo, to coś już tam pisze…

Autor: Piotr Szauer